Od samego początku baraży o awans do 1. Polskiej Ligi Futsalu w makroregionie północno-wschodnim, za faworyta uchodziła ekipa mistrza województwa mazowieckiego. Pierwszy, rozegrany 10. kwietnia pojedynek pomiędzy Teqballem i Heliosem, tylko to potwierdził, pomimo iż zakończył się ostatecznie wynikiem remisowym 3:3. Podkowianie byli zespołem lepszym i tylko własnej niefrasobliwości zawdzięczają, że nie przywieźli z Białegostoku trzech punktów. Uchodzili oni również za faworyta drugiego pojedynku z Soccer-Calcio. Tym bardziej, że łodzianie stawili się w Warszawie w mocno osłabionym składzie.
Mistrzowie Łodzi do starcia w stolicy przystąpili bez... połowy podstawowego składu. Z pierwszej piątki brakowało podstawowego golkipera Pawła Kittela, którego zatrzymały obowiązki zawodowe oraz Adama Patory i Macieja Kwaśniaka (mecze na "zielonej murawie"). W drugiej piątce brakowało z kolei kontuzjowanych Tomasza Franoszka i Simone Cicero. Mimo tych osłabień wydawało się, że będziemy w stanie nawiązać w miarę równorzędną walkę z gospodarzami. Zdawaliśmy sobie jednak sprawę, że o zwycięstwo będzie w tych okolicznościach niezwykle ciężko, a tylko uniknięcie porażki pozwalało wciąż liczyć się w walce o awans.
Jednak tego, co wydarzyło się wczoraj w hali Ośrodka Sportu i Rekreacji Włochy, nie spodziewali się nawet najwięksi pesymiści. Trzeba uczciwie przyznać, że gospodarze byli lepsi pod względem czysto piłkarskim, zdecydowanie przewyższali łodzian w elementach stricte futsalowych, byli zdecydowanie szybsi i - co najgorsze - sprawiali wrażenie bardziej zdeterminowanych.
Nie ma sensu oceniać poszczególnych graczy Biało-Błękitnych, ponieważ żaden nie zasłużył na ocenę wyższą niż jedynka (w skali szkolnej 1-6). O ile pierwsza połowa była w wykonaniu łodzian słaba, a początek drugiej bardzo słaby, to ocena ostatnich dziesięciu minut wymyka się wszelkim skalom. Zaryzykuję twierdzenie, że było to najgorsze 10 minut w 30-letniej historii klubu.
Kompromitacja, degrengolada, żenada - tylko te słowa przychodzą do głowy na wspomnienie tej części gry. Tego, co się wówczas wydarzyło, nie można tłumaczyć poważnym osłabieniem i brakiem kilku podstawowych zawodników. To nie może być usprawiedliwieniem dla całkowitego braku ambicji, woli walki i zaangażowania. Tym bardziej, że w meczu, a szczególnie w ostatniej jego części najbardziej zawiedli ci, na których wszyscy najbardziej liczyli.
Futsal to specyficzna dyscyplina sportu. Nie pozwala (tak jak ma to miejsce w klasycznej odmianie futbolu) ukryć mankamentów w umiejętnościach piłkarskich. Ale nawet słaba, ale waleczna drużyna jest w stanie ambicją i właściwym ustawieniem zminimalizować wysokość porażki. Utrata nawet 10 goli w meczu futsalowym nie jest niczym nadzwyczajnym. Ale utrata 10 goli w ostatnich 10 minutach (nie wspominając o 3 straconych golach w ciągu ostatniej minuty) każe poważnie zastanowić się nad sensem udziału drużyny w profesjonalnych rozgrywkach futsalowych, ale również, a może przede wszystkim, nad właściwym rozumieniem takich pojęć jak ambicja, honor czy wstyd.
Jako osoba związana z tym klubem od prawie 30 lat jestem głęboko poruszony i zażenowany tym, co wydarzyło się wczoraj w Warszawie. Jest mi niezmiernie przykro i wstyd. Jako, że czuję się po części odpowiedzialny za wczorajsze wydarzenia, mogę jedynie w imieniu swoim przeprosić sympatyków naszego klubu za to, co się wczoraj wydarzyło. Nie zmieni to jednak faktu, że tej plamy nic nie jest w stanie zmazać. Cdn...
PO 18.04.2021