Przedstawiamy Państwu obszerny wywiad współzałożycieli FC (obecnie KP) Soccer-Calcio Łódź, Witolda Góźdź z Przemysławem Ossowskim:
WG: Cześć. 25 lat minęło, a my wciąż „forever young” (śmiech)?
PO: No, ja tak! Nie wiem jak Ty?
WG: Pamiętasz jak to się zaczęło? Nie miałeś chwil zwątpienia?
PO: Pamiętam doskonale ten dżdżysty listopadowy dzień i rozmowę dwóch młokosów. To się działo pod blokiem przy ul. Jarosławskiej. Gdy jest się młodym, to się nie wątpi. Człowiek jest pełen wiary, energii i pasji. Chwile zwątpienia przyszły później, znacznie później…
W: Czy wówczas było łatwiej niż obecnie?
P: Zdecydowanie! To były inne czasy, inni ludzie, inne (znacznie mniejsze) możliwości spędzenia wolonego czasu. Nie było komputerów, Internetu. Video dopiero raczkowało. Musiało być w nas dużo pasji, skoro po 25 latach wciąż ta karuzela się kręci. Teraz dominuje słomiany zapał i pogoń za pieniędzmi.
W: Załóżmy hipotetycznie, że w 1991 nie rozpada się Carigniola del Viallo i nie powstaje nowy klub. Zabawmy się we wróżbitów. Jak sądzisz, jak dalej potoczyłyby się losy drużyny i jak osób tworzących ówczesny CDV?
P: Prędzej czy później to musiało „zdechnąć”. Jak pamiętasz, ja już pół roku wcześniej myślałem o założeniu własnej drużyny, która miała nazywać się Villa Real Castillon.
W: Co wtedy myślałeś? Przecież CDV łączyła osoby różnych nurtów i piłkarskich światopoglądów. A może przeszkodą była wówczas obsada managera drużyny?
P: Dostrzegalny był przerost formy nad treścią. Niektórzy chcieli rządzić dla samej władzy, nie chodziło o odpowiedzialność za działanie, problemy zamiatano pod dywan. Jak to ktoś kiedyś (śmiech) powiedział: rządzący nabrali wody w usta, klakierzy potakiwali, a karawana miała jechać dalej. Ja nie chciałem umrzeć z pragnienia na pustyni, miałem w sobie zbyt wiele pasji, chęci działania, pomysłów na przyszłość. Historia pokazała, że wielbłądy poszły w odstawkę, a karawana ugrzęzła w jakiejś oazie. Gdy skończyła się woda, odeszła w zapomnienie.
W: Zbudowana w ekspresowym tempie drużyna miała wtedy dość duży potencjał piłkarski lecz nie miała doświadczenia, czego wynikiem była min. katastrofalna porażka z dominującą wówczas w Łodzi FC Barceloną.
P: Przegraliśmy wysoko (2:11), ale nie odbieram tego w kategoriach „katastrofalnej porażki”. Chcę Ci przypomnieć, że w następnym meczu podczas Halowych Mistrzostw Łodzi, Barca bardzo długo się z nami męczyła, zwyciężając ostatecznie 4:1 (później została wicemistrzem Łodzi), a już w kolejnym pojedynku, w marcu 1992 roku, podczas Turnieju Zimowego, pokonaliśmy ich 4:0. Tak więc „nauka nie poszła w las”.
W: I przyszły HMŁ na obiekcie Orła. Wygrane z OMC Docent i KS Zynderman nikogo nie zadowalały, a jednak drużyna kroczyła dalej. Powstawał zalążek zespołu, który w lidze szóstek będzie w przyszłości dominował.
P: Tak! Nazwiska graczy tworzących wówczas drużynę zapisały się złotymi zgłoskami w historii naszego klubu, że wymienię tylko kilka najważniejszych: Fortecki, Góźdź, Rutkowski, Kubiak, Heniu i Krzysiek Baryłowie. Chyba nikogo nie pominąłem? (śmiech)
W: Rozpoczął się okres wielkiej prosperity. Soccer dominował na piłkarskich boiskach, a poza nimi kwitło barwne życie towarzyskie, skąd urodziła się niejedna anegdota.
P: Imprezy u Kuby to historia sama w sobie. Były miłości, rozstania, muzyka, alkohol, seks (śmiech). To niesamowicie zintegrowało drużynę. Widać to było na boisku. Jak pamiętasz spotykaliśmy się wówczas codziennie. Imprezowaliśmy całą noc, a potem szliśmy razem na mecz i walczyliśmy „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”! Ja, Ty, Kajtek, Kuba, Lefior, Rybsztol, Rutek - to była najlepsza ekipa poza boiskiem, a i na boisku jedna z najlepszych w naszej historii!
W: Drużyna była silna i skonsolidowana, a pierwsze symptomy zmęczenia materiału przyszły w lidze szóstek na dzisiejszych obiektach SMS, gdzie gra Widzew.
P: Tak, ale tam pojawiły się już nowe twarze i coś chyba „nie zagrało”.
W: Mimo przeciwności drużyna wciąż zaskakiwała. Do historii przejdzie pojedynek z Nowym Rokiciem, gdzie przy stanie 0:2 wygrywamy mecz 3:2.
P: Świetny mecz, pamiętam jak dziś. To był zresztą nasz 100. pojedynek w historii. Dwie bramki strzelił Dżonny, ja dołożyłem jedną i pięknie uczciliśmy jubileusz.
W: Jak wspominasz turnieje rozgrywane na holenderskich obiektach Kloosterzande? Który wspominasz najbardziej, a jak na tym tle wyglądały turnieje w Sierakowie Wielkopolskim?
P: Puchar Europy w Holandii to dla mnie taka wisienka na torcie w naszej historii. Pamiętam jak pojechałem tam pierwszy raz. Wszedłem na obiekt, zobaczyłem piękną, równo skoszoną trawę i zanim na nią wszedłem… zdjąłem buty (śmiech). Graliśmy tam wspaniałe mecze. O imprezach ze striptizem po dziś dzień opowiadam podczas spotkań ze znajomymi. Z naszą drużyną byłem tam 3-krotnie. Najbardziej chyba utkwił mi w pamięci mecz w 1996 roku z holenderskim Fam Boys Zaamslag, który wygraliśmy 6:1, a ja strzeliłem 5 bramek. Dla napastnika takie wydarzenia to najmilsze wspomnienia. Turnieje w Sierakowie to w naszej historii wręcz „klasyka”. Piłka, muzyka, zabawa, alkohol, kąpiele, kajaki… długo można jeszcze wymieniać. Mam nadzieję jeszcze tam wrócić. Może w przyszłym roku?
W: Później doszło do spektakularnych zmian w drużynie. Najpierw zmiany dotknęły zawodników, a później nastąpiły w samej organizacji. Co było główną przesłanką ich wystąpienia?
P: Potrzeba chwili. Czasami niezbędne jest wietrzenie szatni, bo w starym gronie zaczyna dochodzić do niesnasek i konfliktów. To zupełnie naturalne. Natomiast wśród osób zarządzających czasami też potrzeba świeżej krwi, nowego spojrzenia na pewne sprawy.
W: Czy nie dokonały się one nazbyt rewolucyjnie i spowodowały wielu problemów międzyludzkich? A może były wynikiem nieuchronnych zmian wynikających ze starzenia się ludzi i innych wymagań struktur organizacyjnych w łódzkiej piłce?
P: Każdy może mieć swoje zdanie w tym temacie. Zawsze chodziło tylko i wyłącznie o dobro klubu. Jeśli ktoś poczuł się urażony, to z tego miejsca mówię „przepraszam”! Nie popełnia błędów ten, kto nic nie robi. Ale były też sytuacje, w których moja reakcja była zbyt delikatna. Wiesz, „z królem po królewsku, z chamem po chamsku”!
W: Powstała w końcu Akademia KP Soccer-Calcio. Powiało młodością i optymizmem. Widziałem wiele radości na twarzach młodych adeptów piłkarskich i ich opiekunów.
P: Tak! Początki były super, świetnie się to rozwijało. Niestety później do głosu zaczęły dochodzić partykularne interesy pewnych ludzi. Zaczęły się pomówienia, oszczerstwa, takie typowe „polskie piekiełko”. Ja nie jestem osobą, która daje coś pod stołem, co niektórym się nie podobało. Swoje trzy grosze dorzucili też niektórzy trenerzy, którzy najdelikatniej mówiąc postępowali nieetycznie. W pewnym momencie stwierdziłem, że nie będę się „kopał z koniem” i odpuściłem. To był koniec.
W: Nie mogę zapomnieć o Polskiej Lidze Futsalu.
P: Wielka, wspaniała przygoda. Najbardziej profesjonalny fragment naszej historii. Może jeszcze kiedyś? Kto wie? Zawsze mówiłem, że żeby się w to bawić potrzeba: piłkarzy, trenera, pieniędzy i ludzi do organizacji. W tej chwili nie wszystkie warunki są spełnione.
W: Jak byś w jednym zdaniu opisał 25 lat Soccer-Calcio?
P: Przygoda mojego życia!!!
W: Największa porażka poza wynikiem boiskowym?
P: Rozczarowanie postępowaniem niektórych ludzi! Mam tu na myśli zarówno trenerów, zawodników, jak i rodziców dzieci z AF.
W: Największy sukces?
P: To, że jest okazja dziś o tym wszystkim rozmawiać w czasie teraźniejszym.
W: Rozczarowanie i niespełnione marzenie?
P: mistrzostwo Łodzi na boiskach otwartych!
W:Największe zaskoczenie?
P: Zaskoczyłeś mnie tym, że chciałeś ze mną przeprowadzić wywiad (śmiech)
W: Najlepszy piłkarz z którym grałeś, dla mnie Fortek (przyp. Piotr Fortecki)?
P: Hmm! Z bramkarzy Piotrek Fortecki i Sławek Dresler, z graczy z pola: Sławek Chałaśkiewicz, Piotrek Kubiak, Seba Papis, Maciek Szymański, Jasiek Grobliński, Łukasz Kwaśniak (jak mu się chce chcieć) i Kielan (jak był szczuplejszy (śmiech)).
W: Najlepszy mecz w naszym wykonaniu? Z Nowym Rokiciem 3:2, czy może z Wodnikiem na stadionie Tęczy?
P:Tego drugiego nawet nie pamiętam. Ten pierwszy byłby w czołówce, ale było jeszcze kilka wspaniałych min. w Polskiej Lidze Futsalu (z Kicinem, z Red Dragons w Pniewach), w Sierakowie, w Holandii. A finał halówki w 1998 roku i zwycięstwo w karnych?
W: Najlepsza drużyna i dlaczego?
P: Najlepsza piłkarsko jest chyba obecna, ale wszystko zweryfikuje boisko. Natomiast jeśli chodzi o otoczkę, to ta z początku lat 90-tych, o której już wcześniej wspominałem.
W: Co byś zmienił gdyby dziś był 26-11-1991?
P: Nie zastanawiałem się nad tym. Nie dysponuję wehikułem czasu.
W: Ile jeszcze jubileuszy będziemy świętować? Czy prawdą jest stwierdzenie "ile monet będzie w garncu klubu i entuzjazmu prezesa"?
P: „Do tanga trzeba dwojga”, a poker bez pieniędzy, to nie poker! Najwyższa pora, żeby niektórzy to zrozumieli!
W: Życzę zdrowia i piłkarskiego entuzjazmu na następne 25 lat!
P: Wzajemnie!