Ponowny wybór na kapitana Piotra Kubiaka nie był już tradycją, lecz stał się niebezpiecznym symptomem braku jakichkolwiek sportowych aspiracji. Nie jest to rzecz jasna żadna krytyka pod adresem osoby jako takiej, ale raczej osoby na tym stanowisku. Już rok temu zupełny brak wizji drużyny spowodował przekazanie funkcji kapitana w ręce Witolda Goździa, by ponownie powrócić na to samo miejsce, lecz z bagażem jednego roku.
Nic więc dziwnego, że początek roku 1993 był dla drużyny wielką niewiadomą. Stało się jednak faktem, że i obecny wybór należy do praktyk z dziedziny science-fiction i po "aferze Kubiaka" kapitanem znów zostaje Góźdź. Jednak koło historii powtarza się tylko do tego momentu, bowiem ten ostatni nie chce być już kapitanem pośrednim. Natychmiast oddaje funkcję w ręce ogółu. Ten wybiera Jacka Pabicha, który ma stać się świeżym oddechem Soccer-Calcio. Pełen zapału Pabich zabiera się do formowania drużyny i własnej koncepcji składu.
Początek rozgrywek nie jest jeszcze najgorszy. Zwycięstwa z Polesiem i rezerwami Arsenalu oraz remisy z Fido-Dido i samym Arsenalem przyjmowane są jako sukces. Im dalej jednak brnie drużyna, tym wyniki stają się gorsze. Nakładające się niepowodzenia rodziły w zalążku konflikty. Potencjał jest jednak zbyt duży, by mogło dojść do klęski i braku awansu.
Teraz są aż cztery miesiące, by zrobić nową drużynę wg planów Pabicha. Letnie wysokie zwycięstwa w meczach sparingowych dają jednak dużo optymizmu.
Początek sezonu nazwany zostaje hasłem "pierwsze koty za płoty". Później jest już jednak coraz gorzej. Remisy postrzegane jako sukces ukazują jednak słabość drużyny i zaczynają być uznawane za raczej stracone punkty. Drużyna coraz bardziej stacza się, tak pod względem widowiskowości gry, jak i uzyskiwanych wyników. Nie poprawia tego obrazu nawet rodzynek w tej wielkiej szarości, jakim było zwycięstwo nad liderem ? Starym Rokiciem. Pabich zaczyna coraz bardziej eksperymentować, co przypomina raczej poszukiwanie igły w stogu siana. Ostatni mecz z Markusem jest już nie tylko beznadziejną kompromitacją, ale przykładem rozpadu mocarstwowych dążeń zespołu.
To, że Soccer-Calcio 6. listopada 1993 roku osiągnął dno, nie jest tylko winą jednostki. Jest to, przede wszystkim, wina tych, co uwierzyli, że, jeśli się ostro nie ingeruje w drużynę, to atmosfera i kolektyw (dodajmy pozorne) wystarczą za wszystko.
Nikt już nie odzyska straconego roku, a trudno będzie odzyskać twarz. Drużyna, która kiedyś świeciła przykładem organizacji, zrozumienia i walki na boisku utraciła wszelkie dobre elementy. Zdecydowany zarząd znów musi grzebać w bagnie, by stworzyć nową, jak się wydaje drużynę.
Wizja nakreślona w listopadzie 1991 roku nadal jest jednak aktualna. Najbliższe halowe mistrzostwa pokażą, jak duży jest to kryzys. Będą jednak początkiem nowej wizji drużyny, powrotem do źródeł pod nowym kierownictwem.
Teraz już tylko po trupach, byle do przodu. Może jednak wiosną znów zaświeci słońce dla FC Soccer-Calcio.
WG 07.11.1993